Stefan Darda: Czarny Wygon. Starzyzna (recenzja)

Aj, sesja, a potem posesyjne zaległości w pracy, domu i czytaniu pogłębiały moje zaległości tu. Ale oto mam recenzję, zapowiadaną zresztą od dawna.


"Starzyzna" to druga część cyklu "Czarny Wygon". Recenzję pierwszej - Słonecznej doliny - znajdziecie TUTAJ. W tej oczywiście mogą znaleźć się treści zdradzające fabułę pierwszej- więc zarówno książki, jak i recenzje radzę wam czytać w kolejności chronologicznej.


Krzysztof Piasecki, który przekazał Witoldowi notatki Rafała Gielmudy, okazał się tym Gielmudą być. Mężczyzna spędził w przeklętej wiosce trzy lata. Znalazł się w niej niby przypadkiem, jechał samochodem i nagle wylądował się w innym wymiarze. Piszę niby, bo Starzyźnie trudno znaleźć się przez przypadek. Na taki pobyt trzeba sobie zasłużyć...
Gielmuda trafił tam w wielki piątek, wtedy niewidzialna brama stojąca między dwoma światami otworzyła się. Razem więc ze swoimi nowymi znajomymi z przeklętej wioski uznali, że skoro dostać można się tu tego jednego dnia w roku, to wyjść pewnie też. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, ale druga przebiegła pomyślnie.  Bohaterom udało przedostać się do normalnego świata. Nic, tylko powiedzieć:
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie...
No, niestety. Nie w powieści grozy.

Jak pamiętacie z pierwszej części - życie w Starzynie się zatrzymało. Ludzie się nie starzeli, przedmioty nie zużywały. Czas stanął w miejscu. I kiedy Rafałowi i jego nowej rodzinie (bo związał się z Helenką;urodziła im się nawet córeczka - Paulinka), udało dostać się do teraźniejszości, czas zaczął upominać się o swoje. Mieszkańcy Starzyzny starzeli się dużo szybciej, a klątwa nie ominęła nawet dziecka.

Gielmuda musi zrobić wszystko, by uratować córeczkę, tym bardziej, że w rodzinie Helenki  były przypadki, kiedy dzieci umierały przed piątym rokiem życia. A sposób na cofnięcie klątwy jest tylko jeden. Trzeba podać informacje o niej do wiadomości publicznej. Po to potrzebny był mu Uchman -  aby o tym napisał. Gorzej, że po trzech latach obecności w Starzyźnie, Gielmuda nadal nie wie co tam się stało. Musi więc wybrać się tam ponownie...

I wtedy Witold Uchman, i chce pomóc, i boi się...

"Mężczyzna znajdzie się w Starzyźnie na własne życzenie, próbując ratować małą dziewczynkę - córkę kogoś, kogo kilka tygodni wcześniej nawet nie znał. Miał ryzykować życiem i tym, ze już nigdy nie wróci do świata, w którym się wychował, i w którym zamierzał dopełnić swoich dni. Nazywał się Witold Uchman. Tak samo jak ja."

"- Jestem tchórzem, rozumiesz? - wysyczałem. - Nie mogę mu pomóc i całe te twoje gadki o trudnych chwilach się nie sprawdzają."

Jak nie trudno się domyślić, Uchman w Starzyźnie jednak wylądował. Zamieszkał z kilkoma pozostałymi mieszkańcami wioski i w końcu wymusił na nich zdradzenie tej wielkiej tajemnicy. Choć nie została ona odkryta w pierwszej części, mniej więcej można było się domyślić co się stało, albo przynajmniej kto był za tragedię odpowiedzialny. Szczegóły nadal pozostawały jednak zagadką i to właśnie one przyprawiają o dreszcze. Po przeczytaniu tego fragmentu, z pewnością stwierdzicie, że kara mieszkańcom Starzyzny się należała. Z drugiej strony, może zrobić się wam ich żal.

"Obrzydzenie i złość ustępowały miejsca zwykłemu współczuciu. I rodzącemu się przekonaniu, że wtedy, na ich miejscu zachowałabym się tak samo."


Dużo fabuły znalazło się w tej recenzji, ale ciężko byłoby mi przedstawiać wam moje odczucia, bez takiego wstępu.
To teraz opinia. Styl i nastrój książki był podobny do poprzedniej, choć nieco drażnił mnie fragment przygotowań do wyprawy. Pewnym było, że do niej dojdzie i po prostu chciałam, żeby już się działo, żeby już któryś z nich (lub obaj) znalazł się w przeklętej wiosce, żeby zaczęło być niebezpiecznie (masochistka ze mnie, co mam zrobić? :) ). Tam rzeczywiście akcja nabrała tempa, a moje emocje skupiały się na kibicowaniu kolejnej grupie, by udało im się wydostać. Oczywiście nie pomagały im w tym pozagrobowe istoty  ze świecącymi ślepiami.  

 W tej części nieco bliżej poznaliśmy Uchmana, w poprzedniej (choć również to on był narratorem) wydawał się taki odległy. Tu historia była bardziej jego, w końcu to on był teraz tam, gdzie był. Teraz nie czytał notatek o pobycie w Starzyźnie, ale sam go doświadczał. 

"Nie było dla mnie zaskoczeniem, że czas tego popołudnia gnał jak opętany. Już przed wielu laty zauważyłem, że gdy w perspektywie jest jakieś mało sympatyczne zdarzenie, gdy chciałoby się, aby trochę zwolnił, upływające godziny złośliwie przyśpieszają swój bieg"


I przede wszystkim Witoldowi należą się gratulacje, bo zachowywał się po męsku i godnie. Czy jego szlachetność będzie kontynuowana w kolejnej części? I co najważniejsze czy dopisze mu takie szczęście jak Gielmudzie. Uda mu się uciec? Nic, tylko przeczytać i się dowiedzieć.

Dodam jeszcze, że okłada drugiej części jest świetna. Idealnie oddaje klimat książki.
Ocena tradycyjna: 8/10

Moja Ocena: wyższa półka



2 komentarze:

  1. Okej. Pierwsze słyszę i już mi się podoba. Skończyłam czytać recenzję w połowie, żeby nie dowiedzieć się niczego więcej! Żadnego uprzedzania faktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam. Dobrze, ze przerwałaś. Przeczytaj opinię o pierwszej części - tam nic nie zdradzam :) A jak już mnie dogonisz, to wróć i podziel się swoim zdaniem :) PS: są jeszcze dwie części i recenzje u mnie niebawem.

      Usuń