To, co czytam: Literat. Agnieszka Pruska

Wstępniak:

Jadlina, Gołąb, Więdzik, Krupa, Prokosz, Faja - proszę Państwa oto drużyna Barnaby Uszkiera. Rozwiążą każdą zagadkę kryminalną. I to bez wychodzenia z komendy.
"Literat" to debiutancka książka Agnieszki Pruskiej, rozpoczynająca serię kryminalną z Barnabą Uszkierem i jego zespołem. Sięgnęłam po nią, bo zaciekawił mnie tytuł i miejsce akcji - Trójmiasto. I chyba na tym kończą się plusy. 

Fabuła:

Dzień dobry, znalazłem mumię!
Wczesnym rankiem samotny biegacz pokonuje codzienną trasę między Sopotem a Gdańskiem. W wykopie przy ulicy Hallera niespodziewanie dostrzega siedzącą postać. Zaintrygowany zbliża się do niej, by z przerażeniem odkryć, że ma przed sobą mumię. Jak się okaże, znalezienie zwłok to dopiero początek serii makabrycznych zdarzeń.

W szranki z psychopatycznym seryjnym zabójcą staje komisarz Barnaba Uszkier. W pogoni za mordercą będzie musiał też poznać się z członkami pewnego Klubu Miłośników Kryminałów…


źródło opisu: wydawca, Oficynka




Opinia:

Będę się musiała naprawdę mocno postarać, by napisać coś pozytywnego o tej książce. Nie, żeby od razu była beznadziejna, ale jest tak przeciętna, że bardziej już chyba nie można. Rozumiem, że to debiut, ale - no właśnie - to też od razu widać.

Autorka miała jakiś tam pomysł (choć powielony oczywiście, czy też lekko zmodyfikowany, ale umówmy się w kryminale ciężko o coś nowego i to akurat wybaczam), jednak moim zdaniem zbyt szybko zdecydowała się na jego realizację.  Pierwszy raz recenzja przyjmie u mnie taką formę, ale nie mogę się powstrzymać, muszę wypunktować, co i dlaczego mi się nie podobało:

  • Zacznijmy od akcji - jeden wielki dzień świstaka. Co kilka stron mamy odtwarzany ten sam schemat: Uszkier spotyka się z zespołem, policjanci zdają relację z postępów w śledztwie (których brak), następuje rozdzielenie zadań na kolejny dzień i wizyta Uszkiera na dywaniku u szefa. A potem.... poranna odprawa i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej...
  • Miejscem akcji jest więc głównie komenda policji, a samą akcją przekazywanie sobie ustaleń. Narrator jest trzeciosobowy, ale akcja skupia się wokół działań Uszkiera, reszty dowiadujemy się z relacji. Bywają wyjątki, ale jest ich tyle, co kot napłakał i pojawiają się po raz pierwszy może w połowie.
  •  Bohaterowie -  Jedyne co mnie zaskoczyło, to fakt, że Uszkier nie jest "moim typowym bohaterem" (KLIK). Agnieszka Pruska nawet żartuje sobie się z tej instytucji ;) 
"Bo ludzie mają takie wyobrażenie: policjant powinien być alkoholikiem, rozwiedzionym, najlepiej spłukanym albo skorumpowanym" s. 16

  • I tyle pozytywnego. Niby przy sprawie pracuje wiele osób, ale chyba tylko po to, by było kogo obdarować tymi dziwnymi nazwiskami, bo ani nic nie wnoszą, ani nie są ciekawi, ani różni. W ogóle nie są rozbudowani. Warto zaznaczyć, że charakterystyczne nazwiska noszą także  ofiary, świadkowie i w ogóle prawie każdy kto się w książce pojawia (np. Mięsko, Gomorek). Naprawdę nie wiem, czemu miał służyć ten zabieg.  Postaci jest zdecydowanie za dużo, są bezpłciowe, więc się mylą i wprowadzają niepotrzebny zamęt. Natomiast umieszczenie kobiet w zespole śledczym, które podejrzewam pojawiły się tam z racji poprawności politycznej, przyniosło skutek odwrotny do zamierzonego. Pojawiająca się co jakiś czas na stronach powieści Ania Więdzik zajmuje się gównie robieniem kawy, ewentualnie przynoszeniem obiadów. To chyba tak w imię walki ze stereotypami...

  • Dialogi/język/styl - czytaliście kiedyś kryminał, w którym policjanci rozmawiają ze sobą jak na niedzielnym obiadku u babci? Ciągła wymiana uprzejmości, głaskanie podwładnych, zwracanie się do przełożonego z podziwem w głosie i mówienie o nieobecnych z namaszczeniem... Przepraszam za to stwierdzenie, ale rzygam tęczą. Żeby sobie glina od czasu do czasu siarczyście nie przeklął? Albo nie pozwolił na sprośny, a nawet prostacki żarcik? Taki przykład: przychodzi do nich nowy pracownik. Świeżak i to jeszcze nazywa się... Faja. Aż się prosi o komentarz starszych stażem kolegów, ale u Pruskiej zero reakcji, ewentualnie coś w stylu: miło nam poznać szanownego kolegę...
  • Zakończenie - cóż zwrotów akcji w trakcie nie było. Nie nastawiajcie się więc na wbijające w fotel zakończenie.

Podsumowując, autorka tak bardzo chciała stworzyć kryminał inny niż wszystkie, że pozbyła go cech, które w kryminale muszą się znaleźć, a dorzuciła do niego te, które w takim gatunku nie mają prawa się sprawdzić.  Jakieś plusy? W drugiej połowie jakby się rozkręciła, bohaterowie czasem wychylili nos spoza biurek, ale to zdecydowanie za mało, by książkę uznać za choćby taką sobie.

Barnaba Uszkier doczekał się kontynuacji swoich przygód, nawet wypożyczyłam z biblioteki od razu dwie części.  Wierzę, że skoro przy końcówce coś drgnęło, to kolejna jest lepsza. Ale wiecie jak jest... Tak dużo książek, tak mało czasu. Może, jeśli mój stosik to przeczytania w jakiś magiczny sposób zniknie, to sięgnę po "Hobbystę". Na razie nitekniętego odniosę go do biblioteki.


Ocena tradycyjna 3/10
Moja ocena: karton



3 komentarze:

  1. Czytając Twoją recenzję ten kryminał faktycznie wydaje się fatalny. Raczej na niego nie zapoluję :((
    Pozdrawiam, Oliwia

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, już sam opis i okładka nie zwiastują niczego dobrego, więc wcale Ci się nie dziwię, że miałaś problem z wyłuskaniem z tego wszystkiego jakichś pozytywów. Za to faktycznie jakimś plusem jest to, że przynajmniej pan policjant nie jest postacią stereotypową, bo faktycznie tej grupie zawodowej w kryminałach bardzo się obrywa ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam, ale mam alergię na przeciętne książki więc chyba podziękuję.

    OdpowiedzUsuń