Miejsce egzekucji, Val McDermid

Czytanie tej książki to czysta przyjemność. Abstrahując od tematyki i dramatu, który się na jej kartach rozgrywa. Nie do końca potrafię to wytłumaczyć, ale podczas lektury "Miejsca egzekucji" odczuwałam głównie szacunek. Mój do autorki, to oczywiste. Do głównego bohatera, ale o tym później. Jednak przede wszystkim, dawało się tu wyczuć szacunek autorki do czytelnika. I do historii, którą sama stworzyła.




Nie wyczułam tu żadnych gierek, pisania pod publiczkę i tego, co się sprzeda. Nie twierdzę, że autorce takie zabiegi nie są znane, a już na pewno nie będę się upierać, że my - choć pełni świadomi działań marketingowych czytelnicy - i tak nie łykamy ich jak pelikany. Przecież na tym polega cała zabawa.


Jednak tu odniosłam wrażenie, jakby autorka świadomie z nich zrezygnowała. Jakby uznała, że nie może pozwolić sobie na fuszerkę, że historia, którą chce nam przedstawić zasługuje na to, by opowiedzieć ją bez pośpiechu, ze szczegółami, a czytelnik na to, by poznać ją z najmniejszymi szczegółami. Bo trzeba przyznać, że akcja rozkręcała się powoli, ale w pewnym, bliżej nie określonym momencie mnie wciągnęła. I jak już wspominałam na Instagramie, mogę się tylko zgodzić z Katarzyną Bondą, że od tej książki nie da się oderwać.

Grudzień 1963 roku. Odcięta od świata wioska Scardale w północnej Anglii. 13-letnia Alison Carter wychodzi z psem na spacer i znika bez śladu. Intensywne poszukiwania nie przynoszą rezultatu. Choć ciało dziewczynki nie zostaje znalezione, wszyscy podejrzewają brutalne morderstwo. Dla młodego inspektora policji, George’a Bennetta, jest to pierwsza tak ważna i trudna sprawa /
fragment opisu z okładki; za Wydawnictwem Papierowy Księżyc

"Miejsce egzekucji" to kryminalna historia z silnie zarysowanym wątkiem obyczajowym. To nawet nie jest obraz społeczności małomiasteczkowej, ale wręcz zamkniętej, hermetycznej. Mieszkańcy Scardale, z jednej strony oczekują od policji, by najszybciej znalazła Alison i zarzucają im opieszałość, z drugiej są zamknięci, nieskorzy do rozmów i często nieświadomie (?) zatajają ważne dla śledztwa informacje. A może winny jest wśród nich? Autorka przedstawiła po prostu grupowy  portret psychologiczny. Pokazała tę społeczność, jako jeden wspólny organizm. Zrobiła to naprawdę dobrze.

Przed trudnym zadaniem odnalezienia Alison i jej porywacza staje młody inspektor policji, George Bennett. Prowadzący śledztwo to prawdziwy mężczyzna z klasą, dżentelmen - szarmancki i skromny, a jednocześnie pewny siebie, asertywny i inteligenty. A przede wszystkim wierny sprawie. To dla niego pierwsze takie poważne śledztwo, a dramat rozgrywający się w rodzinie Alison stanowi duży kontrast do szczęśliwych wydarzeń, które jednocześnie dzieją się w jego życiu prywatnym.

Wykreowana przez autorkę postać policjanta jest daleka od typowego bohatera kryminałów. A może to kwestia czasu akcji? W latach sześćdziesiątych życie wyglądało całkiem inaczej, prowadzenie śledztwa tym bardziej. Nie było komórek, wujka Google, który odpowie na każde pytanie, o badaniach DNA nie wspominając.

Muszę przyznać, że właśnie po książce Val McDermid naszła mnie refleksja, że dzisiejszy książkowy śledczy to arogancki cwaniak, a ten z szeroko pojętych czasów retro przestawiany jest w literaturze zgoła inaczej. Właśnie jak George. Jako człowiek z misją.

Główny bohater był tu dla mnie też alter ego autorki - tak jak on dokładał wszelkich starań, by rozwiązać sprawę, tak zrobiła wszystko, by dopiąć tę książkę na ostatni guzik. 



Jakieś ale? Jedno. Ciężko klasyfikować mi to jako minus, choć w każdym innym przypadku spisałabym przez to książkę na straty. Otóż... Zakończenie czy też zagadka kryminalna nie były dla mnie szczególnie zaskakujące. Właściwie rozwiązałam ją dosyć szybko. Czemu nie oceniam tego negatywnie? Po pierwsze dlatego, że fabuła skojarzyła mi się z inną książką, która co prawda w Polsce ukazała się wcześniej niż "Miejsce egzekucji", ale w oryginale to właśnie książka Val McDermid była pierwsza. Więc jeśli ktoś tu się kimś inspirował to na pewno nie McDermid innym autorem.

Po drugie, mimo że można domyślić się zakończenia, "Miejsce egzekucji" jest z tych książek, w których nieważne jest kto coś zrobił, ale dlaczego. I jedną z tych książek, którą po prostu świetnie się czyta. Dzięki stylowi autorki, stworzonej przez nią mrocznej, dramatycznej atmosferze i podejściu do czytelnika, o czym wspomniałam wyżej.


Niedawno pisałam o tym, że książki czytam w tak zwanym międzyczasie, a najczęściej w drodze do pracy i z powrotem i że bardzo rzadko zdarza mi się czytać wieczorami, a już na pewno nie zarywam nocek.

Niech fakt, że zrobiłam dla tej książki wyjątek, będzie dla niej najlepszą rekomendacją.


8/10
Moja ocena: wyższa półka


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc



4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba opisana postać policjanta. Nareszcie coś innego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To zdecydowanie coś dla mnie! Kcham takie klimaty

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już kilka innych książek Val McDermid i z chęcią kiedyś sięgnę również po tą.

    OdpowiedzUsuń