Lissy, Luca D’Andrea


Zło nie bierze się znikąd

„Na świecie roi się od cudów i tajemnic” s. 37
Góry, śnieg, drewniany domek, choinka i świąteczny nastrój? Już? Czujesz zapach cynamonu i pomarańczy? Widzisz przed oczyma płomień tańczący w kominku górskiej chatki? To lepiej wyrzuć ten obrazek z głowy przed lekturą „Lissy”.  Luca D’Andrea ma zgoła inną wizję górskiego klimatu.
„Lissy” to wielopłaszczyznowa i wymagająca powieść. Potrzebujemy cierpliwości i ciekawości, by zajrzeć w jej głąb. W pewnym sensie przypomina baśń, ale tę klastyczną, pierwotną. Mroczną. Jak z oryginalnych historii braci Grimm, tych krwawych, bez „żyli długo i szczęśliwie”. Zresztą, ten tytuł pojawia się w „Lissy” - jako ulubiona książka głównej bohaterki. I to na pewno nie jest przypadek. Raczej symbol.




Bo nie brakuje tu symboliki, podobnie jak oryginalnych, tajemniczych bohaterów. Każdy z nich miał za sobą bolesne przeżycia z przeszłości. I choć – teoretycznie – każdy radził sobie z nimi na swój sposób, tak naprawdę wszyscy wybierali to samo. Ucieczkę. 

Na początku poznajemy historię ucieczki Marlene, która najpierw chce zostawić w tyle swoją smutną przeszłość nędznej dziewczyny. Wychodzi więc za mąż za majętnego, charyzmatycznego, związanego ze światem przestępczym, Herra Wegenera. Ale kiedy orientuje się, że wpadła z deszczu pod rynnę, szuka ratunku. Ucieczki.
A podczas ucieczki ulega wypadkowi.

W skasowanym samochodzie odnajduje ją człowiek z gór, tajemniczy samotnik, Simon Keller.  Człowiek silnej wiary, opierający się na tradycyjnych wartościach. I choć już sam fakt, że nie wezwał do kobiety pomocy powinien budzić wątpliwości, Simon zdobywa zaufanie, zarówno czytelnika, jak i Marlene. Kobieta czuje, że pustelnik zapewni jej ochronę.

A ta bardzo się przyda, bo zdradzony mąż, upokorzony przez kobietę, wystawiony na pośmiewisko w swoim skomplikowanym, kryminalnym środowisku, nie spocznie dopóki nie spotka jej kara. Śmierć.
„Lissy” to powieść dziwna, enigmatyczna. Krótkie rozdziały, jeszcze krótsze zdania, fakty przestawiane szczątkowo, na raty. Bohaterowie też przedstawiani są stopniowo. Poznawanie ich przeszłości przypomina otwieranie drewnianych matrioszek.  Tylko radocha jakby mniejsza.

Szczególną uwagę zwracają jednak wspomniane krótkie zdania. Bardzo krótkie. Jak strzały. Taki zabieg wywołuje u czytelnika ambiwalentne odczucia. Z jednej strony irytują, bo zaburzają rytm czytania i nie pozwalają wciągnąć się w fabułę. Z drugiej, idealnie oddają klimat tej książki. Przypominają o ciągle czyhającym złu. Dają do zrozumienia, że nie możesz pozwolić sobie na odprężenie, zmuszają do ciągłego czuwania. Uważaj. Stand by. Zło jest wszędzie.

Czai się w górach. Ogromnych, majestatycznych, tajemniczych. Mrocznych i ciemnych. Tak innych od tych z sielankowych krajobrazów. Ze świątecznych pocztówek.

„Na Golgocie krzyż. Na Synaju Dekalog. Na Mori kropla krwi Izaaka.
Góra Greylock pokazała Hermanowi Lewiatana. Himalaje porodziły Buddę.
(…)
Pod górą bez nazwy Marlene spotkała Lissy.” s. 114

A Lissy to zło.

Tu przybrało postać świni. Wiadomo, zmaterializowane łatwiej nam sobie wyobrazić. Zrozumieć. Bo ta książka pomaga nam zrozumieć. Uświadamia, przypomina, że zło nie bierze się znikąd. Bierze się ze smutku, z upokorzenia, ze wstydu.

D’Andrea niczym profiler pracujący przy śledztwie wyjaśnia, że dzisiejszy oprawca, sam kiedyś był ofiarą. Nie chcemy, nie możemy, nie powinniśmy go usprawiedliwiać. Ale może powinniśmy go zrozumieć? Chociaż spróbować?

Autor tłumaczy nam, jak to się stało. Analizuje proces przejścia z osoby krzywdzonej na krzywdzącą. To nie zawsze jest to coś, co chcemy wiedzieć. To nie jest coś, do czego chcemy się przyznać. Nie chcemy współczuć mordercy. Ale tak bardzo żal nam osoby, którą był zanim stał się tym złym. Autor „Lissy” zmusza nas do wewnętrznej walki, sprawia, że ocieramy się o szaleństwo, o obłęd. Nienawidzimy, współczujemy, gardzimy, litujemy się. Błędne koło.

„Świat był tajemnicą i cudem, a tajemnica miała kształt koła” s.272 

Lissy, Luca D’Andrea
Wydawnictwo WAB

7 komentarzy:

  1. Wybacz, ale nie zaciekawiłaś mnie niestety tą recenzją. Może to wina książki? Może tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja jest również po to, by zniechęcać, nie tylko zachęcać. Oto chodzi, żeby każdy odebrał to, tak jak czuje :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej pozycji, ale chętnie sprawdzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie dałaś informacji ile stron ma książka. To też jest dla mnie ważne. Tak samo przydatna byłaby tu Twoja ocena. Recenzja ok - dużą analizę przeprowadziłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuje się wspaniały i wciągający klimat! Kiedyś na pewno przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń