Miłość na gigancie, Anita Scharmach - recenzja plus minirelacja ze spotkania




Literatura obyczajowa gości na moim blogu od wielkiego dzwonu. Jak już po nią sięgam, to po sprawdzone autorki. Ostatnio miałam okazję po raz kolejny spotkać się z twórczością Anity Scharmach. Z resztą z nią samą też. Prowadziłam spotkanie z autorką w Bibliotece Chylonia. A wcześniej przeczytałam jej najnowszą książkę, "Miłość na gigancie". A że od spotkania minęło już trochę czasu, połączę oba wpisy w jeden.

Miłość na gigancie


Potraktowałam ten tytuł bardzo metaforycznie, pomyślałam, że bohaterka książki pewnie przegapiła swój czas, że miłość uciekła jej sprzed nosa. Okazało się jednak, że miłością na gigancie był... kot, który wymknął się z domu. Ale najciekawsze jest to, że to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami i to samej autorki.

Anita Scharmach sama przeżyła ucieczkę swojej kotki Natki. Obserwowałam na facebooku akcję poszukiwawczą, która niestety nie zakończyły się sukcesem. Ale dała dom dwóch kolejnym kociakom, które Anita przygarnęła.

W każdym razie to właśnie w czasie poszukiwań narodził się pomysł na książkę. I rzeczywiście można w niej znaleźć wiele ciekawostek i wskazówek dotyczących tego, jak szukać zagubionego zwierzaka.

Ale oczywiście to nie jedyny wątek.

Bohaterką książki jest Magda Lewicka, księgowa, singielka przed trzydziestką. Mieszka w kawalerce ze swoim kotem Manfredem. I właśnie ucieczka kota wywołuje cały bieg zdarzeń.

Co znajdzie Magda? Kota, czy miłość? A może jest szansa na jedno i drugie?

"Miłość na gigancie" to obowiązkowa pozycja dla miłośniczek (miłośników?) literatury obyczajowej. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Choć, jak to u Anity, nie brakuje poruszenia ważnych  tematów. Są relacje rodzinne, odpowiedzialność i uzmysłowienie sobie tego, co w życiu jest tak naprawdę ważne.

Dla fanów gatunku - idealna wręcz pozycja na wakacje.

Spotkanie z Anitą Scharmach

 

A o książce, kotach i Gdyni  rozmawiałam z autorką podczas spotkania  w Bibliotece Chylonia. O Gdyni sporo, bo właśnie w rodzinnym mieście Anita najchętniej osadza akcję swoich książek. I naprawdę nie sposób nie poczuć klimatu miasta z morza w jej twórczości. Lokowanie miejsca na wysokim poziomie.

W trakcie rozmowy dowiedzieliśmy się też, że pierwotny tytuł książki brzmiał "Koci ambaras". Rozmawiałyśmy też o relacjach z czytelnikami, a te autorka ma bardzo dobre. Na Facebooku działa grupa Fani twórczości Anity Scharmach - zainteresowanym polecam zajrzeć.

Spotkanie było rejestrowane, więc jeśli kogoś ciekawi cała nasza rozmowa, odsyłam na fp Biblioteki Gdynia, gdzie można obejrzeć nagranie, a sama dodam kilka słów o atmosferze. A było cudownie!

Frekwencja dopisała, przyszli czytelnicy biblioteki, okoliczni mieszkańcy i wspomniane fanki Anity. Ba! Przyjechała nawet Anna Sakowicz, też znana nam skądinąd pisarka :) Autorka wyszła obładowana prezentami od fanów. Były kwiaty i tort bezowy. Było cudnie.

A ja standardowo mam po-spotkaniowy komiks.



5 komentarzy:

  1. a ja lubię obyczajówkę, aczkolwiek chyba bardziej przepadam za poradnikami o zdrowym żywieniu, slowlife i organizacji szeroko pojętej :)
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najczęściej zaczytuję się w kryminałach, thrillerach i horrorach, ale bardzo lubię, gdy jest w nich dobrze rozwinięty wątek obyczajowy.

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem! Najwyraźniej inspiracji naprawdę można szukać wszędzie - również w kociej ucieczce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna sprawa spotkać się z autorem. Daje to dodatkowo możliwość głębszego poznania danej książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nawet lubię taka literaturę i mam.nadzieje ze znalazła jednak i kota i miłość 😁

    OdpowiedzUsuń