Mistrz przekory. "Doktor Sen" Stephen King

Tytuł: Doktor Sen
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 656

Mistrz przekory

Jak ja się stęskniłam za Stephenem Kingiem! Nie wiem, jak to się stało, że zrobiłam sobie tak długą przerwę w czytaniu mistrza horroru, a miałam się (i mam nadal) za jego fankę.  Nawet nie pamiętam, kiedy (na pewno nie odkąd prowadzę bloga) i co Kinga ostatnio czytałam. Właśnie skończyłam lekturę "Doktora Sen" i mówię Wam - jestem na kingowskim głodzie, będę go szukać i czytać.

"Doktor Sen" to kontynuacja "Lśnienia', którego, jeśli ktoś nie czytał, to przynajmniej widział. Wtedy Dan miał sześć lat i przeprowadził się z rodziną do hotelu Panorama, w którym jego ojciec - pisarz i alkoholik całkowicie stracił zmysły, pełniąc służbę dozorcy. Bo ten hotel był opanowany przez duchy, a Dan je widział. Taki jego dar. Jasność. Lśnienie.


"W jakim stopniu był synem swojego ojca? Pod jak wieloma względami?"

Dan kochał swojego ojca i nienawidził. Próbował zapanować nad wspomnieniami z hotelu, próbował też zrozumieć swój dar, ale nie do końca potrafił. Dlatego poszedł w ślady ojca i popadł w alkoholizm. 
Ale nie po to ma się dar, żeby utopić go w kieliszku, prawda? Dan walczył ze swoim nałogiem i zaczął wychodzić na prostą. Znalazł pracę w hospicjum i tam pomagał umierającym przejść na drugą stronę. Właśnie ta umiejętność dała mu przydomek "Doktor Sen". Ale nie to było głównym tematem książki. To by było za proste, nie w stylu Kinga. Dan miał dużo ważniejsze zadanie do wykonania.

"Jesteśmy Prawdziwym Węzłem i trwamy. Jesteśmy wybrani."


Musiał pokonać grupę, nazywającą się Prawdziwym Węzłem. Z pozoru była to niegroźna grupa ludzi podróżujących i mieszkających w kamperach. W rzeczywistości, po pierwsze wcale nie byli niegroźni, bo drugie wcale nie byli ludźmi, a wampirami żywiącymi się nie krwią, ale mocą dzieci posiadających szczególe umiejętności, takie jak Dan. On jednak nie był już dzieckiem. Tym razem to on musiał komuś pomóc, jak jemu niegdyś pomógł również jaśniejący, Dick Hallorann, kucharz z Panoramy.

 "Gdy uczeń jest gotowy, pojawia się nauczyciel"

Tyle fabuły, czas na odczucia. Czy akcja była wciągająca? Tak. Czy z zaciekawieniem przewracałam kartka po kartce? Tak. Czy się bałam? Niestety, nie. Przykro mi to mówić, bo lubię się bać. A już na pewno lubię się bać czytając Kinga. I tego nie dostałam, więc trochę się zawiodłam. Jednak znalazłam w tej książce wystarczająco dużo pozytywów, które mi ten brak zrekompensowały.

Pierwszy wielki plus za osadzenie akcji w realiach, King sprawia, że wierzymy, iż to, o czym piszcie dzieje się tu i teraz, obok nas. Wiem, że robił tak już wcześniej, ale większość poprzednich jego książek, które czytałam powstała, kiedy byłam dzieckiem - nic nie mówiły mi nazwy zespołów i tytuły piosenek wymienianych przez autora. Teraz wiem, o czym mówi autor, po pierwsze dlatego, że to "moje' czasy,  a po drugie - tym razem wymienia literaturę. I tak bohaterki "Doktora Sen" kupują na wyprzedaży książki Dana Koonzta, Judi Picoult i Lisy Gardner, nastolatki czytają "Igrzyska Śmierci", jest mowa o "Zmierzchu", a nawet "Pięćdziesięciu Twarzach Greya", choć te dwie ostatnie wspomniane są nieco z ironią,  a Grey to już właściwie w notce od autora... 
Ale takie szczegóły naprawdę uwiarygadniają akcję. Tak jak umiejscowienie akcji w prawdziwych miejscowościach, opisywanie konkretnych ulic, a nawet budynków - jestem pewna, że Stephen tak robi,  ale w Stanach to ja nigdy nie byłam i muszę mu wierzyć na słowo. Ale kto nie słyszał tych nazwisk czy tytułów? Albo tego, że książę William niedawno się ożenił? No właśnie.

Za co jeszcze w tej książce podziwiam Kinga? Za przewrotność. Za to, że kiedy po fali "Zmierzchu" i innych książkach o wampirach wszyscy mówili, że temat już się przejadł, on znowu do niego wraca. I kiedy ludzie podśmiewają się ze Stephenie Meyer, że wymyśliła sobie nietypowe wampiry - on wymyślił sobie jeszcze inne. I zamiast być żałosny, jest świetny. Mistrz przekory.

Takimi nowowampirami byli właśnie członkowie wspomnianego wyżej Prawdziwego Węzła. I tu nawiążę do kolejnej rzeczy, która mi się podoba. Jeśli nie w kontekście tej książki, to panującego trendu.  Pamiętacie jak w Harrym Poterze nazywani są zwykli ludzie? Oczywiście, to mugole. Z kolei zwykli ludzie w "The Walking Dead" nazywają zombie Szwędaczami, a tu "parożerne" wampiry nazywają ludzi ćwokami. Serio, szykuje się jakiś nowy słownik terminów literackich :)

"Każdy z nas ma swoje dno. Pewnego dnia będziesz musiał powiedzieć, jakie jest twoje."

Oprócz tych wszystkich fantastycznych wątków, oprócz daru przewidywana  i umiejętności telepatii, oprócz wampirów i wiecznego życia, książka porusza te najprawdziwsze wartości. Takich, jak rodzina, miłość macierzyńska i dzieci do rodziców. Pokazuje, jak ważne jest to, by umrzeć w spokoju. Wreszcie jak żyć i walczyć ze swoimi problemami, wadami, jak radzić sobie z popełnionymi w przeszłości błędami. I jak pokonać alkohol. King coś o tym wie, sam miał z nim problemy.
 

To jest bardzo dobra książka. Pod wieloma względami. Polecam!

Ocena tradycyjna: 8/10
Moja ocena: Wyższa półka

I jeszcze muszę się pochwalić. Ostatnio w gadżetach mola książkowego opisywałam samoprzylepne karteczki do zaznaczania ciekawych fragmentów. Powiedziałam, że w końcu wezmę się za siebie, zaznaczę cytaty i przytoczę je w recenzji. No i się udało :)

Ta książka bierze udział w wyzwaniu: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu..

*** Będzie mi miło, jeśli po przeczytaniu zostawisz komentarz ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz