Gadżety mola książkowego: samoprzylepne karteczki i ołówek

To będzie dziwny i krótki(chyba) post, bo opiszę gadżet, z którego korzystam rzadko lub wcale. Taki, z którego i chciałabym korzystać i nie. Dziś biorę na warsztat samoprzylepne karteczki do zaznaczania  (plus ołówek). To gadżet nie tyle mola książkowego, co mola recenzującego. Pozwalają zaznaczyć miejsca z ciekawymi cytatami czy wątkami, które zwróciły naszą uwagę i powinny znaleźć się w recenzji. Ogólnie lubię takie bajery, od dziecka czułam się dobrze, nie tylko w księgarniach, ale również w sklepach papierniczych. Uwielbiam wybierać zeszyty, notesy i co tam jeszcze. Czasem zostają puste, ale muszę je mieć. I takie karteczki to też niezły bajer.




 Szczególe jak te z fotografii - w notesiku (to te, o których mówiłam na fb, że są w pracy, ściślej, należą do koleżanki). Moje osobiste :) są przyklejone do zwykłej tekturowej podkładki i nie robią takiego wrażenia. Ale te z fotografii też mają pewną wadę - są gładkie więc nie można po nich pisać, a ja, jeżeli już mi się zdarza ich używać, to zawsze coś na tych małych karteluszkach zapiszę - choćby słowo, od którego zaczyna się ten ciekawy cytat. Ale o tym, co jest w nich najważniejsze, mówi sama nazwa - samoprzylepne. I tu bywa różnie - niektóre wcale się nie kleją, wręcz rwą się kiedy próbujemy odkleić jedną od drugiej z pliku, lub co jest tragedią, przyklejają się do książkowych karetek za mocno i te cierpią przy ich usuwaniu. Więc jeśli już macie użyć  karteczek, to jakość tego drobnego gadżetu naprawdę ma tu znaczenie.
A teraz wracając do mojego podejścia. Uwielbiam czytać pod kocykiem w swoim kąciku - wiadomo. Ale nie zawsze mi się to uda - czytam, kiedy znajdę miejsce w grafiku - w autobusie, w poczekalni u lekarza, na ławce w parku, a nawet spacerując. Ciężko wtedy zaznaczać wybrane strony. 

Ten gadżet (post) z jednej strony ma być dla mnie motywacją do pisania recenzji z prawdziwego zdarzenia - z cytatami. 
(Na swoją obronę - powiem Wam, że właśnie czytam "Doktora Sen" Stephena Kinga, jedna trzecią za mną i z boku wystaje kilka żółtych, niebieskich, różowych i zielonych karteczek.)
Z drugiej strony wspomniałam też, że nie do końca jestem do nich przekonana - bo wtedy czytając za bardzo skupiam się na recenzji, jak widzę jakiś ciekawy cytat, przerywam, by to zaznaczyć, oczyma wyobraźni piszę już recenzję, składam zdania i dorywam się od świata lektury. A przecież po to po nią sięgnęłam. By przeżyć... Na opinię przyjdzie czas.
Zobaczymy, jak będzie. Na razie idę na kompromis i korzystam z nich najczęściej czytając podręczniki, czasopisma itp. No i jednak nie było krótko... :)

2 komentarze:

  1. To musi być świetne :) Czasami jak nie mam gdzie zapisać jakiegoś cytatu, albo ważnej myśli zaczynam kreślić po zakładce lub... ścianie >< Mama chce mnie aż za to zabić. Czasami po prostu nie chce się wychodzić spod ciepłego koca :c Czasami też w szkole jak czytam to zapiszę coś w zeszycie przedmiotowym, a później o tym zapominam... Szczerze zastanowię się nad zakupem takiego gadżetu.:)
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. Po ścianie? Dobre :) Gdy chodziłam do szkoły zdarzało mi się pisać po ławkach w celu upamiętnienia sobie wiedzy np. podczas sprawdzianów :) Co do karteczek polecam, ale jak zaznaczyłam trzeba im się przyjrzeć, bo w sklepach nie brakuje tandety, niestety :) Oj czuję, że rymuję :P Atutem jest cena, są tanie :)

    OdpowiedzUsuń