Proroctwo Sióstr - trylogia

Z końcem roku skończyłam czytać ostatnią część Proroctwa Sióstr: Krąg Ognia, pierwszą i drugą  czytałam dawno, po tę sięgnęłam będąc na czytelniczym głodzie... Moja recenzja może więc skupić się na ostatniej części książki, ale postaram się napisać coś o całej trylogii.

Tytuł: Proroctwo Sióstr, Strażniczka Bramy, Krąg Ognia
Autor: Michelle Zink
Wydawnictwo: Telbit
Rok wydania: 2009, 2010, 2011/12 - USA/Polska

Proroctwo Sióstr, Strażniczka Bramy i Krąg Ognia to kolejne cześci trylogi napisanej przez Michelle Zink. Po tę pierwszą sięgnęłam będąc jeszcze pod wrażeniem Sagi o Ludziach Lodu, kiedy szukałam tego, co w jakiś sposób ją przypomina. Powinno się zgadzać. Tajemnice, dawne mity i legendy, brzemię ciążące na danej rodzinie. Uwielbiam. I do tego książka kostiumowa, o ile jest takie określenie. Rzecz działa się w dziewiętnastym wieku, w klimacie Gothic

Z okładki pierwszej części dowiadujemy się: 

Bliźniaczki Lia i Alice Milthorpe właśnie zostały sierotami. W dodatku stają się dla siebie śmiertelnymi wrogami. Kiedy każda z nich odkrywa swoją rolę, jaką spełnia w proroctwie, obracającym kolejne pokolenia sióstr przeciwko sobie, dziewczyny zostają uwikłane w przerażającą tajemnicę.
Tajemnicę, na którą składa się znamię na nadgarstku, śmierć rodziców, księga, mężczyzna oraz życie pełne sekretów...

Lia i Alice nie wiedzą, komu mogą zaufać. Wiedzą jedynie to, że nie mogą ufać sobie wzajemnie.



Ale główną bohaterką była tu jedna z sióstr Amalia, która zdecydowanie nie lubiła pełnej wersji swojego imienia i wszyscy mówili na nią Lia. To ona była narratorką akcji i to do niej należało wykonanie tego wielkiego zadania.

Kiedy wzięłam się za pierwszą część strasznie ciężko mi się ją czytało. Autorka chciała zapewne zbudować ten mistyczny nastrój, ale chwilami było tak poetycko, że aż psychodelicznie. Takie miałam odczucia tuż po przeczytaniu, ale teraz, gdy spojrzę na to z perspektyw czasu i przeczytania pozostałych części, śmiem twierdzić, że to był bardzo udany zabieg pisarki. Wszak główna bohaterka nie raz doświadczała odmiennych stanów umysłu: wędrowała po Równinie, Pozaświatach, a sceny oniryczne mieszały się z rzeczywistością. Drugą czytało mi się najsłabiej, akcja była bardzo rozwlekła, wiało nudną. Ostania poszła mi najszybciej, choć wcale nie jestem pewna czy była najlepsza.

Nie pisałam osobnych recenzji do poprzednich częsci, ale w seriach ciekawe jest właśnie to, że po przeczytaniu wszystkich części dostajemy pełny obraz, a autor ma czas na rozbudowanie wątków i postaci, na ich zmianę. 
W moim odczuciu główna boahterka w każdej części była inna, inaczej podchodziła do powierzonego jej zadania. W pierwszej części była niczego nieświadomoa, przerażona, ale też podeksytowa i ciekawa, może trochę nawina. W drugiej zrozumiała jakie to poważne zadanie i ona spoważniała. Ciekawe, że drugą część uznałam za najnudniejszą, ale Lia wydawała mi się w niej najlepsza. W trzeciej natomiast bohaterka zmieniła się w zarozumiałą, udręczoną ciężarem całego świata dziewuchę. Fakt, miała na swojej głowie jego ocalenie, ale czytelnicy z pewnością zdawali sobie z tego sprawę. Przypominanie im o tym, w co drugim zdaniu było strasznie irytujące, a czasem wręcz śmieszne bądź żałosne. Skojarzyłam to sobie z pewnym artykulem w Nonsensopedii pt. "Jak napisać książkę fantasy" , którego jeden z punktów mówił, że główny bohater:

"Ciągle zadaje pytania i stwierdza rzeczy oczywiste tak, aby czytelnik nie poczuł się zagubiony. Na przykład widząc największą górę świata musi powiedzieć: o rany, jaka wielka góra, to pewnie największa góra świata!, po czym zadać pytanie przypadkowo napotkanej osobie: czy to nie jest aby największa góra świata?, odpowiedź musi brzmieć: tak, to jest największa góra świata, a następnie bohater musi się zadumać: ach, a więc to jest największa góra świata... Cały proces ma na celu utwierdzenie czytelnika w przekonaniu, że to naprawdę jest największa góra świata"

Cały artykuł tutaj

Wybaczcie to wtrącenie, ale nie mogłam się powstrzymać. Wracając do tematu. W ostatniej części wyraźnie rozbudowany był też wątek miłosny - wiadomo był bardzo idealistyczny, Dimirti chłopak Lii był w nią wpatrzony jak w obrazek i w ogóle. Ale muszę przyznać, że były całkiem zmysłowe momenty. I o ile ciągłe zapewniane o swojej wzajemnej miłości wiało nudą, o tyle sceny mające podtekst erotyczny były bardzo, hm... ciekawe. Autorka miała tendencję do kończenia ich w najmniej spodziewanych (bądź najciekawszych :P) momentach, dzięki czemu dała pole do popisu naszej wyobraźni...
Wracając jeszcze do Amalii, oczywiście na koniec się ocknęła. I nie będzie żadnym spojlerem jeśli powiem, że udało jej się świat ocalić. Ale o tym czy zrobiła to sama doczekała się pomocy siostry i jak potoczyły się ich losy musicie się dowiedzieć czytając.


I kilka słów o okładkach,  jak widać na zdjęciach pierwsza różni się od pozostałych. Ale gdy kupowałam kolejne było już chyba jakieś wznowione wydanie. To prawda, że te nowsze wydają się być atrakcyjniejsze  - są kolorowe, a widniejące na nich dziewczyny są bardzo ładne. Ale po pierwsze - pierwsza jest bardziej tajemnicza, bardziej pobudza wyobraźnię no i jest bardziej gothic. Poza tym niespecjalnie lubię okładki z twarzami. Raz, że sugerują nam jak mamy wyobrażać sobie bohaterów, dwa wydają mi się być trochę pójściem na łatwiznę.
Podsumowując: w trylogii, jak dla mnie było wszystko, co w takiej trylogii się znaleźć powinno. Być może wolałabym, by autorka rozwinęła pewne wątki, a skróciła inne, ale to moja subiektywna ocena. Styl jak wspomniałam nieco poetycki, ale intrygujący. I oczywiście plus za moją ulubioną pierwszoosobową narrację w czasie teraźniejszym. Seria nie była ani beznadziejna - choć momentami miałam takie wrażenie, ani świetna, choć na taką się zanosiło. Była w porządku.


Oceniam całą serię: 
Ocena tradycyjna 6/10
Moja ocena:  półka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz