Dziecięce zabawy. Pamiętasz je?

Najbardziej lubiłam chodzić po drzewach. Marzyłam o domku na drzewie, ale nie było mi dane...  Na szczęście, wzdłuż szkolnego ogrodzenia drzewa ciągnęły się w nieskończoność, tworząc labirynty i tunele. Chodziliśmy zielonymi korytarzami, budowaliśmy bazy, ukrywaliśmy między korzeniami swoje skarby. Bezcenne. Kolorowe szkiełka, karteczki na wymianę i kamienie, którym daleko było do szlachetnych.



Do dziś pamiętam smak spalonego cukru wyproszonego od pana robiącego watę cukrową. Wciąż widzę jak zbierał go brudnymi rękami z przyrdzewiałego dna maszyny i przesypywał na nasze jeszcze brudniejsze ręce. Chowaliśmy się w cieniu drzew i zlizywaliśmy prażony cukier z dłoni.  Żyliśmy w czasach błogiej niewiedzy na temat białej śmierci. Może dlatego, że ta nasza miała już kolor karmelowy...

Potem się przeprowadziłam, na szczęście tam było jeszcze więcej drzew, ale pojawiły się też bunkry. Pustostany. Stare budynki. Kto dzieciakom zabroni zrobić sobie "domek" w zamkniętej dworcowej toalecie?  I co z tego że śmierdziało? Przynajmniej nikt oprócz nas tam nie wchodził.

Po to jest dzieciństwo, żeby mieć swoje bazy, miejsca, tajemnice. Swoje dziecięce zabawy. Ale czasem dziecięce zabawy nie są takie niewinne... czasem dziecięca ciekawość może sprowadzić wielkie niebezpieczeństwo,  a tajemnica z beztroskich lat dzieciństwa będzie zbyt trudna do zachowania.

Tomasz Mróz pokazał, że dziecięce zabawy mogą odbić się echem w życiu dorosłym. Napisał książkę, w której to, co z pozoru niewinne może okazać się bardzo, bardzo złe.


Dziecięce zabawy, Tomasz Mróz

W 1967 roku czterech chłopców tworzyło zgraną paczkę. Razem chodzili po drzewach, zdobywali bazy, grali w piłkę. Ale sielankę przerwała seria morderstw na ich rówieśnikach, trzech jedenastolatkach, o które oskarżono tajemniczego Wampira z Kopalni. Po tym już nic nie było takie samo.

Po czterdziestu latach w tym samym miasteczku pojawia się naśladowca bestii. Znów morduje, ale tym razem dorosłych. Tych, którzy w 1967 roku mieli jedenaście lat. Jaki to ma związek z wydarzeniami z przeszłości?

Pamiętam, że w którymś z wielu artykułów na temat pisania przeczytałam, że kryminału pod żadnym pozorem nie można łączyć z nadprzyrodzonymi elementami. Że kryminał to kryminał, wszystkie wydarzenia mają mieć logiczne wytłumaczenie. Wielu autorów podchodzi do tej zasady bardzo poważnie. Ale nie Tomasz Mróz, który podpał sobie łamanie schematów.








"Dziecięce zabawy" to kryminał z elementami grozy, ze sporą dawką groteski. Właściwe cały czas można odnieść wrażenie, że autor puszcza do czytelnika oczko. Z łobuzerskim uśmiechem serwował mam kolejne rozdziały pełne zbrodni, tajemniczych wydarzeń i perypetii prowadzącego śledztwo, komisarza Przytuły. Daleko mu było do zawziętego gliny, raczej wywołał politowanie.

Przyznam, że ciężko było mi się wgryźć w te książkę.  Nie mogłam wyczuć autora, zrozumieć czy teraz mówi pół żartem czy jednak całkiem serio. Dopiero, kiedy przyzwyczaiłam się do stylu Tomasza Mroza, weszłam w historię zaczęłam dostrzegać to, co chciał przekazać. A pisał po prostu o ludzkich przywarach. Niczym Krasicki wytykał ludziom chciwość, żądzę władzy, próżność, pychę, naiwność, a wreszcie głupotę. Mróz nie szczędził nikomu, łącznie z Przytułą. Wszystko po to by zwrócić naszą uwagę na to co w życiu liczy się naprawdę: przyjaźń, zaufanie, lojalność.

Muszę przyznać, że to dość odważny pomysł na książkę. Jest bardzo inna. To właściwie główne słowo jakie przychodzi mi na myśl po lekturze. A to może wyróżnić autora na tle pozostałych, pomóc marketingowo, ale też wywołać rozczarowywanie. Szczególnie jeśli ktoś będzie się kierował nazwiskiem...
Do mnie ten pomysł przemawia, ale zgrzyta mi w zestawieniu z warsztatem, stylem pisania Tomasza Mroza. Nie czytało mi się lekko, momentami wręcz topornie. Nie znam pozostałych książek tego pisarza, więc ciężko mi porównać, ale z chęcią zaspokoję swoją ciekawość sięgając po inne pozycje autora.


A Ty? Pamiętasz dziecięce zabawy? I czego Cię nauczyły?


***


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi Tomaszowi Mrozowi, który docenia moje starania w promowaniu czytelnictwa ;)




Ocena tradycyjna: 6
Moja ocena: półka

Tytuł: Dziecięce zabawy
Autor: Tomasz Mróz
Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 295

3 komentarze:

  1. Oj mi też się marzył domek na drzewie. To chyba było największe marzenie zawsze na wiosnę :) Ale dziecko jest nieśmiałe to tak wychodzi, że nie zbudowałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś zabawy uczyły poprostu życia imo.

    OdpowiedzUsuń