Moje spotkanie ze Stefanem Dardą


O tym, że wyjątkowo cenię twórczość Stefana Dardy, powtarzam przy każdej recenzji jego książki, bądź wpisie poruszających wątek polskich autorów. Ale powtórzę. To właśnie "Dom na wyrębach" debiut Stefana Dardy uświadomił mi, że straszyć może nie tylko w stanie Maine Ameryki Północnej (tam budzi demony Stephen King, którego czytałam nałogowo). I wtedy otworzyłam się na rodzimych pisarzy. Bardzo możliwe, że właśnie wtedy otworzył się na nich polski rynek wydawniczy, bo zaraz potem zaczęli się pojawiać na księgarnianych półkach jak grzyby po deszczu - i to w dobrym tego słowa znaczeniu. Niemniej, u mnie symbolem tego "przestawienia się" jest właśnie Stefan Darda.




Czytałam wszystkie jego książki. I marzyłam o spotkaniu z nim. A jeszcze bardziej  o poprowadzeniu spotkania. Jestem szczęściarą i ostatnio te marzenia o prowadzeniu spotkań mi się spełniają.

Ze Stefanem Dardą spotkałam się 27 maja w Bibliotece z Pasją w Gdyni. Zapraszam Was na krótką relację ze spotkania.

O czym rozmawialiśmy? Przede wszystkim o najnowszej książce "Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót", której akcja dzieje w Przemyślu, w miejscu zamieszkania autora. Zapytałam czemu tam? Czy to zwyczajny sentyment do miasta? Autor odpowiedział, że bardzo chciał poruszyć temat przemyskiej gemmy - najcenniejszego artefaktu, jaki znajduje się w tamtejszym muzeum, a który nie jest szczególnie znany. 

Cóż, w książce ma to swoje wytłumaczenie, ale po to odsyłam Was do lektury.

Oczywiście pytałam też o pozostałe książki, w tym odejście od grozy przy thrillerze "Zabij mnie, tato", autor powiedział, że dla niego literatura to sposób na wyrażanie własnych myśli i reakcje na wydarzenia. W "Zabij mnie, tato" chciał więc zwrócić uwagę na ustawę o bestiach i wskazać na jej braki.




Nie mogłam oczywiście nie zapytać o mitologię słowiańską, choć powód, dla którego po nią sięgnął jest niemal taki sam jak u innych, którzy się na to decyzją - wrażenie, że mówi się o niej za mało. Zaznaczył też, że jeżeli sięga po jakiś motyw, to musi go zainteresować i pasować do historii, którą chce opowiedzieć. Dlatego w "Domie na wyrębach" była strzyga, ale w kolejnych częściach pojawiły się już inne postacie demoniczne, nie chciał na siłę powtarzać motywu.

Dowiedzieliśmy się też, że dom na wyrębach miał swój pierwowzór, to miejsce, do którego autor pojechał będąc jeszcze na studiach.

Rozmawialiśmy też o życiu autora sprzed pisania, kiedy pracował w Urzędzie Kontroli Skarbowej i Urzędzie Celnym i raczej średnio się w tej pracy odnajdywał.

Ale pisząc Bisy (trzecią cześć z cyklu Czarny wygon, a czwartą książkę w dorobku) podjął decyzję, że nie może jednocześnie pracować i pisać. Że jeśli chce się przyłożyć to musi wybrać. Wybrał  (na szczęście dla fanów) pisanie, a zapytany o swoją (w sensie napisaną przez niego) ulubioną książkę wspomniał właśnie o Bisach, nie jest może jako ulubioną, ale najważniejszą, bo jest symbolem zmiany.

I oczywiście nie mogłam nie zapytać o Easter eggs, czyli niespodzianki dla odbiorców. Autor przyznał, że czasami czytelnicy piszą do niego i mówią, które odnaleźli czy to wszystkie, ale nie chce im psuć radości dalszego szukania, więc nie zdradza tajemnic. 

Nagranie całej rozmowy dostępne jest na fan page Biblioteki Gdynia - zapraszam do oglądania.
A na koniec tradycyjny już komiks ze spotkania ;)



5 komentarzy:

  1. Gratuluję spełnionego marzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Komiks mnie rozwalił :D idealny dobór słów! Daleko mi do czytelnika literatury grozy, za to ostatnio zaczęłam się interesować mitologią słowiańską.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie, że udało Ci się spełnić marzenie poznania ulubionego autora! A komiks powala ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zuzanno !!!
    Kupę lat...chciałoby się powiedzieć ☺
    Miło Cię widzieć!
    Autora, o którym piszesz nie znam, ale opowiadasz o spotkaniu z nim tak ciekawie, że chętnie się zapoznam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jeszcze nie miałam do czynienia z twórczością tego Pana - pora najwyższa nadrobić zaległości!

    OdpowiedzUsuń