Kto tam (mieszka)? Domofon, Z. Miłoszewski




Tytuł: Domofon
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 360


Kto tam (mieszka)?


Bardzo Kingowska książka i bynajmniej nie jest to zarzutem. W końcu o to chodzi, by uczyć się od mistrzów. A jeżeli jeszcze uczeń potrafi do swojego warsztatu wprowadzić to, co u nauczyciela najlepsze, to czego chcieć więcej?


 Opis za wydawcą: 

Do paskudnego bloku na Bródnie wprowadza się dwoje młodych ludzi, świeżo poślubieni Agnieszka i Robert, którzy przyjechali do stolicy z prowincji, by zacząć lepsze życie. Ich pierwszy dzień w nowym miejscu nie zaczyna się jednak zbyt dobrze: na zalanej krwią klatce schodowej leży człowiek bez głowy... Ale to dopiero początek koszmaru. Groza narasta, aż w końcu blok dosłownie zamyka się, więżąc wewnątrz bezradnych mieszkańców. Czy to tylko zbiorowa histeria, czy też działa ciążąca na tym miejscu klątwa?
Zagadkę usiłuje rozwikłać trójka bohaterów: Agnieszka, której mąż ulega mrocznym siłom czającym się w bloku, dziennikarz alkoholik Wiktor, który zmaga się z własną traumatyczną przeszłością, i skłócony z rodzicami maturzysta Kamil. Czego dowiedzą się o strasznym domu i o samych sobie?

 Nie tylko ja widzę nawiązania do Kinga, można o tym przeczytać na okładce w jednej z recenzji, a sam autor zresztą jako motto przytoczył cytat z klasycznego "Lśnienia". Tu też możemy znaleźć odchodzącego od zmysłów, opętanego przez złe moce, artystę. U Kinga był pisarz, u Miłoszewskiego jest malarz. 
Ciemne moce dosięgają męża Agnieszki,  Roberta. Głosy w głowie podpowiadają mu, że to ona jest odpowiedzialna za jego niepowodzenia, zastój w tworzeniu, brak natchnienia i w ogóle całe zło. A może nie mówią mu tego głosy w głowie, tylko głosy z domofonu? Albo czarna maź rodem z filmu "Plazma" czy "Blob".
Wiem, że mogło to zabrzmieć jak opis horroru klasy b, ale po pierwsze to nie był sarkazm, a po drugie to naprawdę niezła książka. I Robert nie jest jedyną osobą, którą ktoś lub coś zamieszkałego w bloku namawia do złego.

Jako dziecko odwiedzałam kuzynkę, która mieszkała na piątym piętrze wieżowca i nigdy nie wsiadłam do windy sama. Wolałam iść po schodach. Nie mam klaustrofobii ani nie bałam się sił nieczystych, ale jakoś nie miałam zamiaru utknąć między piętrami lub, co gorsza, spaść kilka pięter w dół po nagłym zerwaniu się lin, o czym byłam przekonana, że się wydarzy, jeśli wejdę do dźwigu bez towarzystwa. Teraz z tego wyrosłam, ale jeśli podczas jazdy przypomni mi "Domofon" istnieje prawdopodobieństwo, że spanikuję. Za to do piwnic lubiłam chodzić - bawiłam się, że to tajemne korytarze zamku lub tunele pod miastem itp. Nawet, jeśli się ich bałam, to był ten rodzaj strachu, który się lubi. Zobaczymy czym skończy się następne zejście po kompot. Dam wam znać, (jak przeżyję :).
Kolejny dowód, że autor dał radę, skoro nachodzą mnie takie obawy.
Podsumowując: doskonale zbudowany nastrój, nienaganny styl, świetnie wykreowani bohaterowie, a było ich sporo, więc jest za co chwalić, a wszystko doprawione szczyptą humoru, co wcale nie oznacza, że było do śmiechu. Było mrocznie, jednak nie przerażająco. I zaskakujące zakończenie. Z takich składników może wyjść smaczny kąsek, o ile nie pomyli się proporcji. I według mnie autor trzymał się przepisu.
Oczywiście znalazły się i rzeczy, które mi się nie podobały, np. obecność policjantów prowadzących śledztwo. Nic nie wniósł ten wątek, więc trzeba było go albo wyrzucić, albo rozwinąć (więcej o tym dla tych, którzy już czytali - w recenzji SPOILerowej.
No tak, tylko co ma piwnica i winda do domofonu? Tego już się dowiecie czytając, a naprawdę polecam.

Tradycyjna ocena: 9/10
Moja ocena: wyższa półka

Ta książka bierze udział w wyzwaniu "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu"

1 komentarz:

  1. To rzeczywiście dobra książka, mnie też się podobała, sporo zaskakujących wątków i ciekawe zakończenie. Postaci wykreowane bardzo interesująco - godna polecenia :)

    OdpowiedzUsuń