Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury || Dzień trzeci w Gdańsku





Czwartek (18.05) w Gdańsku w ramach Apostrofu to spotkanie z Charlotte Link, autorką książek kryminalnych, nazywaną też niemiecką królową tegoż gatunku. W komentarzu pod postem dotyczącym poprzedniego spotkania śmiałam się, że w ramach tego festiwalu trafiam na spotkania z autorami,  których jeszcze nie czytałam. Choć uwielbiam kryminały, pozycje tej pisarki są dopiero na mojej liście "do przeczytania".

Z wczorajszego spotkania wywnioskowałam jednak, że znajdę w jej książkach to, czego tak naprawdę szukam w kryminałach, czyli wątki obyczajowo-psychologiczne. Zapytana przez prowadzącą skąd jej zdaniem taka popularność kryminałów i czemu wzięła się właśnie za ten, odpowiedziała, że sama najbardziej lubi czytać kryminały, a w jej książkach to znalezienie mordercy jest najważniejsze.


- To najlepszy gatunek, w którym można pokazać różne oblicza ludzkich osobowości. Kryminał katapultuje ludzi do różnych, ekstremalnych sytuacji i to sprawia, że maski za którymi się chowają, czy role, które chcą odegrać, opadają. Chcąc, nie chcąc, pokazują prawdzie oblicze.  Dla mnie pisanie kryminału to analizowanie ludzkiej psychiki. Równie ważne jak morderstwo albo nawet ważniejsze są odczucia, zachowania, motywy ludzi. Mnie interesuje, dlaczego morderca zabił.

Podoba mi się to wytłumaczenie. Dlatego niebawem zabiorę się za tę książkę. I jeszcze motywacja w formie autografu i zdjęcia z autorką ;)




Choć padały przykłady z różnych książek, obyło się bez większego spojlerowania. Oczywiście dowiedziałam się też, że twórczości Charlotte Link poznam kolejnego podręcznikowego bohatera. Już wiem, że ma problemy alkoholowe... 

Moje notatki ze spotkania są oczywiście bogatsze, poczekają na gratis do recenzji ;) 

Niestety, przy trzecim dniu gdańskiej odsłony Apostrofu, przyszedł czas na krytykę. Spotkanie z Magdą Witkiewicz było jak pogaduchy z przyjaciółką, to z  Jakubem  Ćwiekiem porównałabym do dobrej imprezy lub wypadu ze znajomymi za miasto. Na obu bawiłam się przednio. Na tle poprzednich, spotkanie z Charlotte Link wypadło blado... Miało na to wpływ kilka czynników. Przede wszystkim brakowało atmosfery. Wszystko było takie sztuczne, poprawne do granic możliwości. Może to miało wyglądać poważnie, ale wyszło groteskowo. Na przykład za ustawionymi krzesełkami (a było ich tylko 25!!!!) postawiono taśmy i dwóch ochroniarzy, po jednym z każdej strony. Wyobrażacie sobie, jak czuły się osoby stojąc za tymi taśmami? Jak nieproszeni goście. Wiem, bo byłam jedną z nich i słyszałam ich głośno wypowiadane myśli. Ja rozumiem, że przyjechała autorka z zagranicy, ale przy poprzednich twórcach nikt nie robił takich szopek. U Ćwieka ludzie też stali, ale nikt nie ustawiał barierek. I jakoś żaden psychofan się na niego nie rzucił. 
Natomiast w czwartek pewna starsza pani zrezygnowała ze spotkania, bo ochrona udawała, że nie słyszy, kiedy mówiła, że nie może stać. A można było przebiec się po sklepach obok i załatwić krzesło. Ale szczyt żenady to było podpisywanie książek - ochroniarz zabronił ustawiania się w kolejkę (!) i pokazywał palcem kolejną osobę, która może podejść do autorki. Dla mnie to był jakiś Monty Phyton, nigdy się z czymś takim nie spotkałam. 
Zabrakło mi również kontaktu prowadzącej i autorki z publicznością, fizycznie stałam za taśmą, metaforycznie za szybą.

Szkoda, bo choć Festiwal wciąż uważam za świetny i sięgnę przynajmniej po jedną książkę autorki, to niesmak pozostał...

W gdańskich spotkaniach z racji wyjazdu na Targi już uczestniczyć nie będę. Może uda mi się w Warszawie odwiedzić domek Apostrofu, który zatrze to nieprzyjemne wrażenie...

1 komentarz:

  1. Eh straszne warunki zapewnili.. Takie rzeczy nie powinny się dziać przy literaturze.

    OdpowiedzUsuń