To, co czytam: Lektor - Bernhard Schlink
W książkowej blogosferze miłośnicy czytania lubią mówić o sobie jak o dewiantach. Wąchają książki, zapełniają Instagram zdjęciami z hastagiem #bookporn, a niejeden książkoholik pozostaje nawet "w skomplikowanym związku z bohaterem literackim". Kampanię "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka" zna chyba każdy mól książkowy. A ilu z nich wyznaje tę zasadę dosłownie?
"Zachowaliśmy nasz rytuał: czytałem jej, braliśmy prysznic, kochaliśmy się"
Hanna jest piękna, pociągająca i znacznie starsza od piętnastoletniego
Michaela, który zakochuje się w niej bez pamięci. Chłopak zaczyna bywać w
jej domu. Ich romans szybko przeradza się w namiętność, a częścią
miłosnego rytuału staje się czytanie książek - on zostaje jej lektorem,
ona dzięki niemu mniej dotkliwie odczuwa samotność.
Pewnego dnia znika bez śladu.
Mija kilka lat. Michael, już student prawa, spotyka Hannę na sali sądowej. W trakcie procesu poznaje mroczną przeszłość swojej ukochanej. Stopniowo uświadamia sobie, że Hanna, strażniczka w obozie koncentracyjnym, ukrywa prawdę, której wstydzi się bardziej niż popełnionych zbrodni.
Pewnego dnia znika bez śladu.
Mija kilka lat. Michael, już student prawa, spotyka Hannę na sali sądowej. W trakcie procesu poznaje mroczną przeszłość swojej ukochanej. Stopniowo uświadamia sobie, że Hanna, strażniczka w obozie koncentracyjnym, ukrywa prawdę, której wstydzi się bardziej niż popełnionych zbrodni.
(opis z okładki)
Opinia
"Czytaj na głos - zażądała.
- Sama sobie przeczytaj, przyniosę ci.
- Masz taki piękny głos, chłopczyku, że wolę, cię słuchać niż sama czytać.
- Ach, nie wiem...
Ale kiedy przyszedłem nazajutrz i chciałem ją pocałować, nie pozwoliła.
- Najpierw masz mi poczytać!"
To świetna książka, odważna i pomysłowa, ponieważ nawet jeden z poruszonych w niej tematów
(albo romans, albo służba w SS), gdyby nieco rozwinięty, posłużyłby za fabułę porządnego dramatu.
Ale Schlink poszedł dalej. Skontrastował te dwa wątki, zmienił scenerię z łóżka na salę sądową, stawiając czytelnika przed dylematem. Będzie żałował Hanny, bo polubił ją w pierwszej części czy potępiał, bo dopuściła się straszliwych czynów. Autor żongluje informacjami na temat bohaterki, na zmianę mamy przed sobą to ukochaną Michaela, namiętną, ale i kruchą, to bezwzględną strażniczkę obozu koncentracyjnego. Innym razem pocieszycielkę więźniarek, aż w końcu naiwną, a wręcz bezmyślną osobę, która robiła to, co jej kazano, bez refleksji, bez myślenia o konsekwencjach. Po prostu.
- Czy wiedziałyście, że wysyłacie więźniarki na śmierć?
- Pewnie. Ale przybywały nowe i stare musiały zrobić im miejsce.
- Tak więc, żeby zrobić miejsce, mówiłyście: ty, ty i ty musisz być odesłana i zamordowana?
Hanna nie rozumiała, o co przewodniczący chciał ją w ten sposób zapytać.
- No, to znaczy... A pan, co by pan zrobił?
Ten fragment wbił mnie w fotel*, a moja opinia o bohaterce przechodziła ze skrajność w skrajność, od współczucia po uznania za idiotkę. Od żalu po żałość. A potem okazuje, że prawdziwym dramatem Hanny nie jest ani romans z chłopcem, ani mroczna przeszłość, ale sekret. Tajemnica, której będzie broniła, choćby miała odkupić winy nie tylko swoje, ale i innych. Aż dowiadujemy się, dlaczego kobieta zdecydowała się zostać strażniczką od nowa zastanawiając się, co o niej myśleć.
Schlink jest konkretny, oszczędny w słowach, książka ma 166 storn, co w dzisiejszej modzie na cegły, czyni ją wręcz nowelą. Tu nie ma rozwodzenia się nad psychiką jednego i drugiego bohatera. Wystarczy krótki fragment, jak ten powyżej, by przedstawić złożoność postaci, przynajmniej Hanny.
Michaela możemy poznać bliżej, bo to historia z jego perspektywy. Jednak, mimo że był narratorem (a może właśnie dlatego), wydawał się mniej ciekawy od ukochanej. Choć także u niego dostrzec można rozchwianie: od typowego, niedojrzałego nastolatka, po doświadczonego życiem mężczyznę.
To książka, w której miłość przeplata się ze zbrodnią, gdzie moralność ustępuje miejsca namiętności, a obiektem pożądania jest słowo czytane. Nie jest to łatwa, ale z pewnością jest godna polecenia lektura.
To książka, w której miłość przeplata się ze zbrodnią, gdzie moralność ustępuje miejsca namiętności, a obiektem pożądania jest słowo czytane. Nie jest to łatwa, ale z pewnością jest godna polecenia lektura.
Tytuł: Lektor
Autor: Bernhard Schlink
Gatunek: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 166
Ocena tradycyjna 7/10
Moja ocena: wyższa półka
Gratis:
Ależ się męczyłam w tej recenzji, żeby nie zdradzić wam tego, co najważniejsze. Normalnie aż mam ochotę wrócić do recenzji SPOILerowych. TUTAJ kilka słów o nich. Naprawdę chętnie zaproszę je na nowo na bloga, ale może w innej formie...? ;)
*Ja,
na swoje nieszczęście przypadkowo trafiłam w tv na ekranizację
"Lektora" i to końcówkę filmu, więc znałam tajemnicę, ale pierwsze co
zobaczyłam to właśnie przytoczy przeze mnie fragment i mimo że sekret
nie był dla mnie sekretem książka mną wstrząsnęła. Poza tym film
zachęcił mnie do przeczytania książki.
Chyba przedwczoraj oglądałam film. Bardzo mnie wciągnął i pozostawił z wieloma dylematami. Książkę mam w planach.
OdpowiedzUsuńTo, jak Ty już przeczytasz, a ja wrócę do SPOLierowych, to sobie o niej podyskutujemy..
UsuńPo pierwszym akapicie myślałem "znowu jakaś romansidłowata nuda dla lasek", ale ten fragment o SS przestawił mnie o 180 stopni. Pewnie sięgnę...
OdpowiedzUsuńSięgnij, sięgnij...
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Filmu jeszcze nie miałam okazji obejrzeć, ale książkę czytałam, zrobiła na mnie spore wrażenie, długi nie mogłam odgonić pewnych myśli.
OdpowiedzUsuńKilka dni temu był znowu w tv, ale nie widziałam. Też będę musiała siąść i obejrzeć od początku do końca. Jak coś, to dam Ci znać, kiedy i gdzie będzie emisja ;)
UsuńPamiętam, że kiedy kilka lat temu czytałam tę książkę, byłam nią zachwycona. Przypomniałaś mi właśnie, że powinnam obejrzeć film!
OdpowiedzUsuń